„Lód” Jacka Dukaja

PRAWDA HISTORII ZIMY I PÓŁPRAWDY HISTORII LATA

Książka Jacka Dukaja to nie tylko zapis alternatywnej historii Rosji i Polski, ale również rozmyślania nad cywilizacją, nauką, historią, nad kłamstwem i możliwościami człowieka w jego poszukiwaniach własnej tożsamości. Utwór jest napisany w stylu wielkich powieści realistycznych końca XIX wieku, i pewnie w jakiejś mierze stanowi próbę zmierzenia się z „Lalką” B. Prusa. Ale ma też wiele cech postmodernistycznych. Ujawniają się one chociażby w grze gatunkami literackimi. „Lód” skupia w sobie cechy powieści historycznej, kryminalnej, politycznej, filozoficznej i oczywiście fantastyczno-naukowej, chociaż to ostatnie określenie nie jest tutaj najważniejszym wyróżnikiem. A przecież Dukaj do tej pory był wiązany tylko z tym nurtem literackim. Ta powieść wychodzi daleko poza granice tego gatunku i otwiera pisarzowi drzwi do wielkiej literatury.

Wszystko zaczyna się w 1924 roku w Warszawie, jakby nie było ani I wojny światowej, ani rewolucji. Dalej trwają carskie rządy, o niepodległej Polsce, oprócz niewielkiej grupy patriotów z Piłsudskim na czele, nikt prawie nie marzy. Ale najważniejszym miejscem akcji jest Syberia i przede wszystkim Irkuck, który w tym wariancie dziejów staje się potęga gospodarczą. Jest oczywiście przyczyna takiego przebiegu zdarzeń. Tą częścią świta rządzi zima. Rosja jest pod lodem, dziwnym lodem, który w wersji historii zaproponowanej przez Dukaja pojawił się tuż po upadku tunguzkiego meteorytu (1908 r.) i zaczął się błyskawicznie rozprzestrzeniać na Syberii, a potem zdobywać nowe przestrzenie w europejskiej części Rosji. Jest też w Warszawie. Lute – ten dziwny, wędrujący podziemnymi żyłami (drogami mamutów) lód wymraża się na powierzchni ziemi ogromnymi gniazdami, zawisa nad ulicami miast pajęczynami, wmraża się w ściany domów i niszczy wszystko, co napotka na swojej drodze. Lód zamraża także historię. Rosja trwa w zamrożonej jedynoprawdzie, żadne bunty nie mogą zburzyć jej absolutystycznej struktury władzy. Paradoksalnie staje się państwem coraz bogatszym dzięki nowym minerałom wydobywanym spod lodu. Tungetyt, służący do wytwarzania nowych technologii jest sprzedawany z powodzeniem na całym świecie. W kontekście uporządkowanej krainy zimy, kraina lata jawi się jako symbol nadmiernej wolności i zarzewia chaosu. Skojarzenia ze Stanami Zjednoczonymi, innymi zachodnimi demokracjami, ale także Rosją w okresach przełomów wydaje się oczywiste. Możemy mówić tu o dwustopniowej logice historii zimy, gdzie mamy konkretne prawdy i nieprawdy, tak-tak i nie-nie, i trzystopniowej logice lata (przetworzony Kotarbiński), w której rządzi człowiek, tzn. przypadek, półprawdy, miliard możliwości niedokonanych.

Powieściowy lód jest niebezpieczną istotą. Kontakt z nim oznacza śmierć. Tylko nieliczni są w stanie przeżyć spotkanie z nim. Jednym z nich jest Filip, polski zesłaniec, ojciec głównego bohatera powieści – Benedykta Gierosławskiego, zwany Ojcem Mrozem, który co prawda zaginął na bezdrożach Syberii, ale są świadectwa, że żyje i rozmawia z lutymi. Carska władza chce wykorzystać ten fakt dla własnych przedsięwzięć politycznych. W tym celu chce posłużyć się synem, dlatego opłaca jego karciane długi i wyprawia go w daleką drogę w poszukiwaniu ojca. Podróż ta stanie się dla Benedykta – niedoszłego matematyka niezwykle odkrywczą.

Chyba właśnie kreacja głównego bohatera jest tym kluczowym elementem w strukturze powieści, który spaja dziesiątki motywów historycznych, literackich, filozoficznych, naukowych i czyni z niej przemyślaną konstrukcję. Główny bohater jest wiecznym studentem, utracjuszem, bez pracy i perspektyw. Pierwsza scena, w brudnej oficynie warszawskiej kamienicy jest jak gdyby wyjęta ze „Zbrodni i kary” Dostojewskiego (literackich skojarzeń w powieści jest o wiele więcej). Wyraża się to w języku bezosobowymi konstrukcjami (zrobiło się, wstało się, się ogoliło się). Tak jest przez większą część powieści. Podróż na Syberię i próby odnalezienia zapomnianego właściwie ojca są dla niego możliwością pozyskania tożsamości. Dlatego w czasie podróży koleją transsyberyjską (długą, czterystustronicową), w czasie pobytu w Irkucku (wspaniałe, plastyczne obrazy miasta skutego lodem) i wyprawie na północ Syberii (jak w „Jądrze ciemności” Conrada) bohater gra wieloma tożsamościami, żongluje pojęciami z zakresu logiki, fizyki, matematyki, i kłamie siebie, żeby potem dostąpić „łaski przemiany”(tylko czy bardziej pod wpływem dziwnego spotkania z Batiuszką Mrozem, czy pod wpływem miłości?). W tym aspekcie „Lód” staje się powieścią o dojrzewaniu głównego bohatera („bildungsroman”). Dukaj konfrontuje także swojego bohatera z wielką historią, stawiając na jego drodze, m.in. serbskiego wynalazcę Nikolę Teslę, Józefa Piłsudskiego, Rasputina. Tworzy ciekawą, trzystopniową konstrukcję dziejów – od logiki historii (filozofia Arystotelesa, Kotarbińskiego i samego Gierosławskiego), poprzez fizykę (czarną) historii (eksperymenty Tesli) aż do matematyki historii (koncepcja ustanowienia porządku świata Gierosławskiego). Konfrontuje też Gierosławskiego z polskim mitem Syberii, krainy chłodu i cierpienia, która okazuje się też być miejscem, gdzie można robić niezłe interesy i przezwyciężać własne słabości. Akurat Polacy w powieści Dukaja całkiem dobrze sobie z tym radzą.

Ta ogromnych rozmiarów powieść (ponad 1000 stron) może stać się dla czytelnika fascynującą przygodą. Pisarz rzeczywiście przygotował się solidnie, jak dziewiętnastowieczni realiści do pracy nad swoją książką.

Jeszcze jedna ciekawostka. W krótkim odstępie czasu wychodzą dwie powieści o tym samym tytule i dość zbliżonych koncepcjach (upadek meteorytu tunguzkiego, lód jako czynnik wpływający na historię i losy człowieka). Mowa o „Lodzie” Dukaja i „Lodzie” Sorokina. Dobry materiał do analizy dla literaturoznawcy, tym bardziej, że nie ma mowy o plagiacie.
Dla tłumacza „Lód” polskiego autora stanowi zadanie niezwykle trudne z powodu licznych archaizmów, neologizmów i rusycyzmów, umiejętnie zresztą wkomponowanych w tekst
Wciąż czekamy na dobry przekład rosyjski. Na razie jest tylko samizdat z 2017 roku.

Dariusz Klechowski