Mariusz Wołos (Kraków – Warszawa)

Profesor Bolesław Szostakowicz, Syberia i …„Marsz I Brygady”

(Wspomnienie)

Z nieodżałowanej pamięci profesorem Bolesławem Siergiejewiczem Szostakowiczem spotykałem się w różnych miejscach. Nasze drogi przecinały się tak w Rosji, jak i w Polsce. Widywaliśmy się w Moskwie, Irkucku, Omsku, Nowosybirsku, Warszawie, Krakowie i Szczecinie. W tym ostatnim przypadku we wrześniu 2014 roku podczas XIX Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, którego był aktywnym uczestnikiem. Dotarliśmy do Szczecina z Krakowa tym samym pociągiem. Nie mogłem przypuszczać, że widzimy się wówczas po raz ostatni. Najczęściej spotykaliśmy się przy okazji rozmaitych konferencji, sympozjów czy kongresów naukowych, ale bynajmniej nie tylko. Szostakowicz bywał gościem Stacji Naukowej Polskiej Akademii Nauk w stolicy Rosji, którą kierowałem w latach 2007–2011. Pamiętam dobrze jedno z tych stacyjnych spotkań, podczas którego rozmawialiśmy de omnibus rebus. W trakcie pogawędki Profesor zadzwonił do żony w Irkucku, a rozmowę z nią zakończył …przekazaniem pozdrowienia dla kotki, której był admiratorem. Nie ukrywam, że bardzo mnie to ujęło.

Poznaliśmy się w listopadzie 2008 roku w jego rodzinnym Irkucku podczas konferencji poświęconej polskim badaczom Syberii. Był nie tylko jej współorganizatorem, ale i referentem, a nadto dobrym duchem czuwającym nad przebiegiem obrad i chętnie służącym jako najwyższej próby przewodnik po historycznych zabytkach miasta oraz jego okolic. Bolesław Szostakowicz nie ukrywał swoich polskich korzeni, aczkolwiek równie mocno akcentował przywiązanie do Syberii tej linii własnej rodziny, do której przynależał. Dał temu wyraz, wygłaszając na wspomnianej konferencji referat o swoich dziadku Władimirze Bolesławowiczu Szostakowiczu, którego określił mianem „przedstawiciela syberyjsko-polskiego rodu, wybitnego rosyjskiego geofizyka”. Nic dodać, nic ująć. Interesujący wykład, w znacznie rozszerzonej wersji, ukazał się w 2011 roku w pracy zbiorowej pt. Polscy badacze Syberii (Польские исследователи Сибири), którą miałem przyjemność współredagować wraz z Nim i doktorem Piotrem Głuszkowskim. Jeszcze jedna stop-klatka związana z przygotowaniem do druku tejże monografii – pod datą 15 grudnia 2010 roku zapisałem w moim moskiewskim dzienniku takie oto frazy: „Książka szybko nie wyjdzie. W złamanym tekście jest tyle błędów, że będziemy musieli nad nim długo jeszcze posiedzieć. Dobrze, że prof. Bolesław Szostakowicz sprawnie zrobił pierwszą korektę, odsyłając nam przez umyślnego tekst z Irkucka. Trudno jest wydawać książkę w Petersburgu, siedząc w Moskwie i dozorując autorów na Syberii Wschodniej i w Polsce”.

W pamięć ze szczególną siłą wbił mi się jednak zupełnie inny obraz i inne wydarzenie. W kwietniu 2012 roku nasi przyjaciele z kilku syberyjskich ośrodków naukowych wraz z Ambasadą Rzeczypospolitej w Federacji Rosyjskiej i Polską Akademią Nauk zorganizowali konferencję naukową w ramach cyklu pod znamiennym tytułem „Wieś syberyjska, historia, stan współczesny, perspektywy rozwoju („Сибирская деревня: история, современное состояние, перспективы развития”). Tego typu przedsięwzięciom jak zwykle towarzyszył bogaty program kulturalny, w tym pobyt w syberyjskiej głuszy, nawet niekoniecznie tytułowej wsi. Trafiliśmy do ośrodka dla młodzieży sportowej trenowanej w raczej spartańskich warunkach. Niewygody rekompensowało piękno syberyjskiej przyrody, a budynki, w których nas zakwaterowano znajdowały się w lasku brzozowym jakże charakterystycznym dla tamtejszych stron. Wieczorem zebraliśmy się wszyscy w jednym z większych pomieszczeń. Ekipa była przednia – grono polskich i rosyjskich uczonych z wiodących ośrodków badawczych. Był wśród nas i Bolesław Szostakowicz. W pewnym momencie zaintonowano jakąś rosyjską piosenkę, później następną i jeszcze kolejną. Rosjanie wśród nas dominowali, a zatem nie może dziwić, że ich pieśni i muzyka wzięły górę. Grupa polska nie chciała jednak pozostawać w tyle i nie minęło wiele czasu, gdy oto przyśpiewki – raz rosyjskie, raz polskie – stały się czymś w rodzaju konkurencji sportowej, do czego zachęcała specyfika miejsca. Podkusiło mnie, aby zaintonować słynny „Marsz I Brygady”. Nie chciałem bynajmniej nikogo prowokować. Czułem, że skoczna melodia, przejęta przecież ze śpiewnika Kieleckiej Straży Ogniowej i powstała w czasach kiedy w Królestwie Polskim rządzili jeszcze Rosjanie, a także dobitne słowa trafią celnie w gusta naszych rosyjskich koleżanek i kolegów, którzy rzeczywiście wsłuchiwali się z uwagą i …milczeli. Z jednym wyjątkiem. Otóż profesor Szostakowicz śpiewał „Marsz I Brygady” równym głosem z nami, polskimi uczestnikami konferencji. Wcale nie ograniczył się do pierwszej zwrotki i refrenu. Znał słowa całego utworu. Nie kryłem zdumienia. Wyjaśnił mi, że w tym przypadku zobowiązywało nie tylko bliskie pokrewieństwo z wybitnym kompozytorem Dymitrem Szostakowiczem, ale i swoją rolę odgrywała rodzinna tradycja, mocno ukorzeniona w kolejnych pokoleniach. Szostakowiczowie bowiem dbali o to, aby reprezentanci familii, niezależnie od zainteresowań, uczęszczali do szkół muzycznych. W rodzinie Profesora śpiewano zatem pieśni rosyjskie, polskie, białoruskie, ukraińskie. Słów „Marsza I Brygady” Bolesław nauczył się sam podczas słuchania polskich programów i licznych pobytów nad Wisłą. Później zastanawiałem się niejednokrotnie ilu Polaków poza nami miało przyjemność śpiewać „My I Brygada…” na Syberii razem z Szostakowiczem? Co prawda nie z Dymitrem, a z Bolesławem, ale przecież reprezentującym tę samą znamienitą rodzinę.

Bolesław Siergiejewicz Szostakowicz był dziedzicem wielkiego rodu, który wniósł olbrzymi wkład do nauki i kultury rosyjskiej, polskiej, słowem do dziedzictwa ludzkości. Profesor był tego świadom. Z pasją opowiadał o bliskich związkach linii irkuckiej i petersburskiej Szostakowiczów. Mówił mi też o swoich spotkaniach z Dymitrem Szostakowiczem, bratem stryjecznym jego ojca. Dodawał, że podczas kwerend archiwalnych i bibliotecznych w Petersburgu zatrzymywał się u krewnych do dziś mieszkających w północnej stolicy Rosji. Nigdy się jednak nie wywyższał. Cenił profesjonalizm, nie znosił dyletantyzmu. Jako badacz przeszłości bywał krytyczny, nawet surowy. Miał specyficzne poczucie humoru. Zdarzało mu się formułować kąśliwe, choć najczęściej trafne uwagi. Poznawanie dziejów obecności polskiej na Syberii było jego pasją, dalece ważniejszą niż tylko wykonywanie profesji historyka. Do ostatnich miesięcy życia prowadził kwerendy w archiwach rosyjskich i polskich. Był jednym z pomostów łączących Polskę i Rosję, Polskę i Syberię. 

We wdzięcznej zachowam Go pamięci.