Z Szostakowiczem spacery po historii i po Irkucku

Było to latem 2001 roku w Krzydlinie Małej koło Wrocławia, kiedy to osobiście poznałem profesora Bolesława Szostakowicza. To była międzynarodowa naukowa konferencja. Zaskoczył mnie wtedy, referując emocjonalnie o historii Kościoła katolickiego w Irkucku – profesor z Rosji, wychowany przecież za sowieckich czasów… i historia Kościoła na Syberii Wschodniej. Pomyślałem: chyba związany blisko z Kościołem, ale okazało się – nic z tych rzeczy. Ale pogadaliśmy o księżach zesłańcach po powstaniu polskim 1863 roku. Chwalił się, że ma materiały, których sporo na ten temat w archiwum w Irkucku. Zainteresował mnie sam Profesor, jego badania (publikacje znałem) i jego „zamknięte w biurku” materiały. Kilka lat minęło, gdy zaczęliśmy się bliżej zaznajamiać.

W archiwum w Irkucku spędziłem w sumie sporo czasu, poszukując materiałów do losów zesłańców postyczniowych, głównie księży zesłanych do Tunki w okolicach gór Sajańskich oraz polskiego powstania nad Bajkałem. Kiedy pierwszy raz do Irkucka w 2007 roku jechałem, napisałem do profesora Szostakowicza – nie odezwał się, nie znam przyczyny (może mail nie doszedł? Ale list też wcześniej pisałem), jednakże w archiwum mnie odnalazł. I kiedykolwiek później przybywałem do Irkucka (najczęściej nie powiadamiając go), on swoim sposobem zawsze się dowiadywał – i któregoś dnia wpadał. Szliśmy potem w miasto na jakiegoś omóla, borszcz lub dobrą herbatę (ja piłem świetną zieloną, on czarną); nie pamietam już, czy piłem z nim piwo (chyba tak), a smakowało mi zwłaszcza syberyjskie „kupieczeskoje” – ot, nie pamietam ceremoniału, który towarzyszył piciu czaju, gdy jako zapraszający i gospodarz uprzejmie mi nalewał do filiżanki gorący, pachnący napój. Okazał się miłym kompanem wędrowania, świetnym przewodnikiem oraz sympatycznym gadułą, bo gadać lubił. Dzięki niemu poznałem bliżej historię miasta, jego własnych przodków Szostakowiczów „zadomowionych” (zesłanych i pozostałych) w Irkucku od XIX wieku, ale także z tamtych czasów dom gubernatorów, budynek Kancelarii Gubernatora Irkuckiego, tzw. polski kościół i sąsiednią ulicę „polskich powstańców”, czym mnie zaskoczył (bo pierwsze moje błędne skojarzenie było z rokiem 1863), ale okazała się, że to ulica powstańców z polskiego „buntu” zbrojnego nad Bajkałem w 1866 roku, pokazał miejsce straceń na rogatkach jakuckich czterech jego przywódców w listopadzie tamtego roku (dziś duża dzielnica miasta), na innych peryferiach Irkucka – budynek mieszlany (typowy piętrowy nieciekawy blok) ale z tablicą poświęconą pamięci zesłańca i badacza Bajkału Benedykta Dybowskiego, oryginalny gmach Cesarskiego Towarzystwa Geograficznego, macierzysty uniwersytet profesora Bolesława, bibliotekę uniwersytecką itp. O wszystkim miał coś interesującego do powiedzenia.

Oczywiście rozmawialiśmy o moich badaniach naukowych, kwerendach, planach pisarskich. Zawsze pytał z zainteresowaniem, ale też z uwagami, że badania nad losami polskich zesłańców na Syberii najlepiej robić w zespołach, że to trudny problem i żmudne poszukiwania materiałów, że ktoś winien nad tym czuwać naukowo, korygować itp. Miał idee fix na tym punkcie, a ja miałem odczucie, że chętnie podjąłby się takiego kierownictwa. Ale tu jego oczekiwania spotykały się z moim oporem. Jednakże nie naciskał, ale przekonywał. Zdecydowanie wolałem z nim spacerować po Irkucku, bo tu nie grały jego abicje naukowe. Tu rozwijał swoje kunszty gawędziarza i towarzysza. I taki „neutralny” Szostakowicz najbardziej mi się podobał.

Kiedyś przekonałem się, że nie tylko potrafi interesująco oprowadzać po swoim Irkucku, ale też szybko biegać. Po jakimś dłuższym spacerze po mieście, a zaczęła się już noc, znaleźliśmy się dość dalego od mojego miejsca zamieszkania (na Gribojedowa) – gdzieś w dzielnicy Raboczaja. Pokazywał mi oryginalne drewniane budownictwo, którego tam sporo. Noc nas zastała, było późno. Trzeba by było zadzwonić gdzieś po taksówkę. Ale jeszcze dostrzegliśmy stojący tramawaj – ostatni wtedy. Profesor rzuca: bieg! Byłem szybszy, wskoczyłam, gdy pojazd ruszał. Rozpędza się… Profesor biegnie, wyciagam rękę, ale tramwaj szybszy… zostaje!! Co robić?! Już zamierzałem wyskoczyć, a mogło się to skończyć źle, gdy tramwaj nagle zaczął zwalnić. Profesor dobiega, wskakuje! A wtedy rozlega się krzyk motorniczej: głupcy, wariaci, durnie, na milicję was zawiozę! Itp. Profesor poszedł, słyszę jak się kaja: nieustanne, wielokrotne „praszu praszczenija” i „prastitie, prastite”… i coś tam o koledze profesorze z Polski. A ona krzyczy! Wreszcie ją uspokoił. Ale głupio nam było obydwu. Wariaci… Trzeźwiałem z tej przygody, wędrując dalej torami kilka ładnych kilometrów do „domu” – dotarłem tam około pierwszej w nocy.

Chyba jakiś czas później po tych naszych wspólnych „wyskokach” przeszliśmy na „ty”. Wtedy już częściej odpowiadł na moje maile z Polski, a podczas kolejnego mojego pobytu w Irkucku wprost zaproponował współpracę nad książką o Tunce. Zdecydowanie odpowiedziałem, że nie widzę takiej możliwości. To będzie moja autorska książka o losach księży izolowanych w tej wsi po 1866 roku, mam już prawie zebrane materiały. Zaproponowałem natomiast, że wydam w Polsce jego zbiór dokumentów o polskich księżach zesłańcach na Syberię Wschodnią, co mnie bardzo interesowało, ale Bolesław nigdy go nie opracował, nigdy też nie powiedział co w szczegółach tematycznych miałby zawierać. A to był jednakże zbieracz pasjonat, wiem to skądinąd, a nawet pośrednio z jego „myszkowaniem” w niektórych polskich instytucjach się zetknąłem (był m.in w dziale rekopisów w Bibliotece KUL). Jeździłem przed laty wielokrotnie do archiwum Ojców Dominikanów w Krakowie, by trudzić się godzinami i dniami nad rozczytywaniem syberyjskiego dziennika dominikanina Ignacego Klimowicza, zesłańca postyczniowego, bo jakoś opiekun archiwum nie bardzo kwapił się, by mi wykonać mikrofilm. Parę lat później dowiedziałem się, że temu „historykowi z Irkucka”, potomkowi polskich zesłańców, jednak mikrofilm dominikanie zrobili i podarowali. Więc Bolesław pewnie i dziennik o. Klimowicza dołaczył do innych swoich materiałów o księżach na Syberii, ale już wtedy nie bardzo chciało mu się pisać. Gdzie dziś są jego zbiory i co się z nimi dzieje?

Wiele miał w sobie profesor Bolesław Szostakowicz energii, pomysłów, ambicji by przewodzić, a przynajmniej kierować naukowo, ale jego ostatnie lata nie były specjalnie twórcze. To co nam dziś szczególnie będzie go przypominać, a co między innymi zapisało się już w historii, to „Biblioteka polsko-syberyjska”, którą on zainspirował, w gremiach decydujących zasiadał i twórczo przekonywał, i swoim tomem (Wospominanija iz Sibiri…, Irkuck 2009) serię biblioteczną rozpoczął. Odszedł przedwcześnie, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu i żalowi.

Eugeniusz Niebelski